piątek, 5 września 2008

Anoreksja w sieci

Dziewczyny pragnące schudnąć za wszelką cenę znalazły w Internecie swój bezpieczny azyl. Mogą tu bez strachu, że o ich skłonnościach dowiedzą się ich bliscy, wymieniać się dietami, radzić, wspomagać się nawzajem w walce z wyimaginowanymi kilogramami. Anoreksja zbiera swoje okrutne żniwo w sieci. Dzięki blogom o odchudzaniu anorektyczki czują, ze nie są same, dostają wyraźne znaki, że to co robią nie tylko nie jest złe, ale jest wspaniałą ideologią, doktryną, dla której warto żyć. Blogi anorektyczek biją rekordy popularności. Dziewczyny piszą, ile zjadły w danym dniu, ile czasu poświęciły na wyczerpujące treningi, óproszą o rady, jak walczyć z głodem i jak stracić szybciej nadmiary tłuszczu. Dlaczego nikt nie powie im stop?


Na większości stron „głodujących” można obejrzeć zdjęcia roznegliżowanych modelek, których żebra można bez problemu policzyć, ich twarze są pociągłe i wychudzone, a sylwetki przypominają raczej wyglądem młodych chłopców niż kobiety. Naciągnięta na kości skóra, smutne, wielkie oczy, zapadnięte kości policzkowe… Ale są też zdjęcia pięknych, szczupłych (ale nie wychudzonych ) modelek. Część fotografii na stronach przedstawia kobiety o nieskazitelnej cerze, pięknych włosach, idealnej figurze, doskonałych proporcjach… Mało która z dziewcząt zamieszczających fotki zdaje sobie sprawę, że zanim takie zdjęcie zostanie opublikowane, bardzo długo jest opracowywane w specjalistycznych programach graficznych, gdzie usuwa się niedoskonałości skóry takie jak cellulit, rozstępy, wygładza cerę, dodaje włosom blasku, a nawet redukuje fałdki tłuszczu. Blogowiczki zachwycają się sztucznym pięknem, które nie istnieje w rzeczywistości. Mając na celu zdobycie wyglądu, który jest nierealny giną powoli głodząc się na śmierć. Dziewczyny nie myślą także o tym, że tracąc kilogramy tracą nie tylko zdrowie, ale i ładny wygląd. Zamieniają się w nieszczęśliwe, głodne i sfrustrowane chudzinki, których wygląd raczej odstręcza niż zachwyca. Jedna z blogowiczek pisze: „teraz bez entuzjazmu obmyślam strategię walki z kolejnymi kilogramami... jedzenie poza czyjąkolwiek kontrolą, to lubię. 200-300 kalorii na dobę, tyle wystarczy mi do życia. codziennie długie spacery, być może bieganie, a od listopada aerobic. od czasu do czasu upragnione niezobowiązujące głodówki” Mniej zjedzonych kalorii – więcej szczęścia. Mniej na talerzu równa się wysokiej samoocenie… Chore dziewczyny mierzą sukces i powodzenie miarą zjedzonych kalorii.



Wiele z nich bierze tabletki uspokajające, które nie tylko pozwalają im nie czuć głodu, ale także tłumią uczucie wiecznej frustracji i depresji. Dziewczyny widzą siebie w krzywym zwierciadle, nienawidzą siebie i swojego wyglądu. Każdy zjedzony kęs budzi w nich potworne wyrzuty sumienia, z którymi trudno sobie poradzić. Tym bardziej trudno, że o wszystkim, co zjadły piszą w swoich internetowych pamiętnikach, a to z kolei czytają ich koleżanki, które utwierdzają je w przekonaniu, że jedzenie jest złe. Przypominają sobie nawzajem o świętych prawach anorektyczek, że uczucie głodu jest dobre, a nasycenie zabija, że tylko chudnąć można czuć się dobrze, że tylko chude jest piękne i pociągające. Propagują anoreksję jako jedyny słuszny styl życia. Radzą, jak się ubierać, żeby nie było widać, jak bardzo są chude, jak oszukiwać rodziców i bliskich, żeby niczego się nie domyślali. Zabijają siebie nawzajem zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, co robią. Są chore, ale także anonimowe, dlatego trudno jest do nich dotrzeć i im pomóc. Jedynym wyjściem, jakie wydaje się być rozsądne to ciągłe próby tłumaczenia tym zagubionym istotom, że są chore, potrzebują opieki, o którą mogą poprosić i którą dostaną, jeśli tylko zgodzą się pójść do psychologa…

Brak komentarzy: